niedziela, 10 sierpnia 2014

Nienawidziłem.

  <podkład>

  Nienawidziłem, gdy wszystko nie szło po mojej myśli. Byłem typem człowiek, który lubił mieć wszystko czarno na białym. Lubiłem dość jasne sytuacje. Może właśnie przez to byłem okropnie bezpośredni i konkretny w niemal wszystkich dziedzinach swojego życia. Moja mama twierdziła, że taki się po prostu urodziłem. Ja myślę, że jednak po latach wyrzeczeń jakie kosztowało mnie zajście do momentu swojej kariery czy życia w jakim jestem, wypracowały u mnie te cechy. Bo te cechy dominowały u mnie zarówno w życiu prywatnym jak i na boisku. Dlatego tak nie znosiłem życiowych niespodzianek czy też nie byłem zwolennikiem nagłych zmian. Wolałem by wszystko szło zgodnie z ówczesnymi przemyśleniami i planem. Taki już byłem. No właśnie, byłem. Zanim poznałem Ciebie byłem zwolennikiem planowania. Potem chyba przeszedłem na drugą stronę barykady.
  Nienawidziłem się spóźniać. Nigdy tego nie pochlebiałem, a także nie praktykowałem. Zawsze, odkąd sięgam pamięcią byłem okropnie zorganizowany. Nawet w wieku kilku lat wolałem przyjść na trening o kilka minut za wcześniej aniżeli kilka minut za późno. Bo czasem kilka minut mogło przesądzić o piekielnie ważnych sprawach. Bo gdybym się wahał kilka minut dłużej mój samolot do Polski odleciałby i nigdy nie przeżyłbym tego co mi się tu przytrafiło. Nigdy nie spotkałbym Ciebie i nigdy nie straciłbym głowy dla kobiety. Nigdy nie chodziłbym z głową w chmurach nie potrafiąc się doczekać spotkania z Tobą. Nigdy nie spóźniłbym się na trening raz, a już na pewno nie siedem. Tak, pan punktualny stracił poczucie czasu.
  Nienawidziłem krzywdzących opinii na temat Polski i polskiej ligi uważanych za prawdziwe przez moich przyjaciół z Białorusii, Grecji czy rodziny. Owszem, przyznaję się, że ja przed przyjazdem tutaj również w nie ślepo wierzyłem. Także sądziłem, że posiadacie jedną dobrą drogę w całym kraju, jesteście nieuprzejmi i że co rusz szukacie powodów do biesiad przy waszym niemal narodowym trunku. Jednak tak jak w większości przypadków, stereotypy te były jakże mylne. Nie zastałem tu przecież kraju cofnięto w rozwoju o trzydzieści lat. Nie widziałem, że macie całkiem dobre drogi i naprawdę wyśmienitą kuchnię. Na próżno też szukać było tych nieuprzejmych i niekontaktowych ludzi. Owszem, zdarzały się takie osoby aczkolwiek były to nieliczne przypadki. Po tygodniu spędzonym w Rzeszowie biłem się w pierś. Po miesiącu czułem się jak w domu. Dlatego po kilku spędzonych tutaj miesiącach, gdy ktoś z moich starych znajomych albo rodziny rzucali mało pochlebne opinie o Polsce, niemal od razu stawałem w obronę. Nie tylko dlatego, że miałem usilną ochotę ich uświadomić, choć to może po trochu też, dlatego, że poczułem się tutejszy i tak to mnie dotykało. Nie wspomnę już o negatywnych opiniach o polskiej lidze. Owszem, wasza piłka nożna mocno kulała, ale w siatkówce naprawdę wam się powodziło. Zgoda, w lidze włoskiej i rosyjskiej zarobki były kilkukrotnie większe i to tam lgnęli najlepsi siatkarze z całego globu, ale waszej Pluslidze nie brakowało niczego. Nie grały tu może gwiazdy światowego formatu, ale mieliście fenomenalne hale wypełnione niesamowitymi kibicami kochającymi ten sport i dwunastu facetów na boisku grających na naprawdę światowym poziomie nawet pomimo faktu, że grali czasem i o pietruszkę. Może Rosjanie i Włosi mieli kupę kasy, ale to wy mieliście ogromne zamiłowanie do tego sportu. Jak nikt inny na świecie, przysięgam, że tak było. Po tych argumentach śmieli się ze mnie, że już całkowicie zostałem spolonizowany. Ale wiesz co? Wcale mi to nie przeszkadzało. Spytasz, dlaczego? Bo stałem się nie tylko obywatelem Białorusii przebywającym w Polsce w celach zarobkowych. Stałem się Białorusinem zakochanym w Polsce i kompletnie utożsamiającym się z waszym krajem. Stałem się jak to często określał mój przyjaciel Ignaczak waszym 'polskim Białorusinem'.
  Nienawidziłem przegrywać. Wiadomo, w życie każdego sportowca wkalkulowane są porażki. Czasem trzeba było przegrać niezliczoną ilość razy aby wygrać choć raz, ten jedyny gdy grałeś o wszystko. Przychodząc do Rzeszowa przychodziłem z naprawdę sporymi ambicjami sportowymi. Zdobyłem mistrzostwo i puchar Grecji, a do tego srebrny medal Ligi Mistrzów. Tak też tutaj, chciałem wygrywać wszystko co się dało. Chciałem być najlepszy. Wszyscy tego chcieliśmy. To był mój pierwszy sezon w Rzeszowie i chciałem pokazać się z jak najlepszej strony. Wiedziałem, że nie mogłem zawieść. Nie tylko siebie czy kibiców na hali bo to rzecz oczywista. Nie chciałem zawieść też Ciebie, bo choć mi tego nigdy nie mówiłaś, ja wiedziałem, że liczyłaś na moje dobre występy. I to mi dawało motywację. Tego pozytywnego kopniaka do walki. Pchało mnie do przodu, gdy nogi i głowa nie chciały. Motywowałaś mnie jak nikt inny nie mówiąc nawet słowa. I gdy nawet przychodziły przegrane, wystarczyło Twoje jedne słowo i znów podejmowałem rękawice. Gdy byłem młodszy bardzo długo rozpamiętywałem porażki. Długo siedziały mi w głowie, zwłaszcza te najboleśniejsze, jak np. porażka w finale Ligi Mistrzów czy przegrany puchar kraju w Polsce. Nie potrafiłem o nich zapomnieć, ale wiesz co? Dzięki Tobie tak długo ich nie przeżywałem. Rozmowa z Tobą była jak lekarstwo. Potrafiłem choć na chwilę o tym zapomnieć. Potrafiłem odsunąć te złe myśli na bok. Potrafiłem odnajdować pozytywy w nawet najgorszej sytuacji. Dzięki Tobie stałem się innym człowiekiem.
  Nienawidziłem sprawiać zawodów ludziom, którzy na mnie liczyli. Wychodząc na boisko grałem nie tylko dla siebie i by podnieść swoje umiejętności. Grałem też dla tych wszystkich ludzi zgromadzonych na hali i przed telewizorami. Dla tych wszystkich, którzy utożsamiali się z biało-czerwonymi barwami mojego klubu. Dla nich i dla swoich najbliższych, którzy mnie wspierali, często będąc kilkaset kilometrów ode mnie. Ale grałem też dla Ciebie. Wychodząc na parkiet miałem na plecach ogromną odpowiedzialność jaka na mnie ciążyła. Nie mogłem przecież zawieść tych ludzi, liczyli na mnie. Dlatego właśnie do każdego meczu podchodziłem jak do wojny. Do każdego bez wyjątku przystępowałem z myślą jakby był on na miarę złota. Zawsze starałem się dawać z siebie nawet nie sto, ale dwieście procent. Nie oznaczało to jednak, że zawsze mi wychodziło. A już na pewno nie wyszło mi w meczu półfinałowym z drużyną z Kędzierzyna, decydującym o awansie. Dałem ciała przez co większość spotkania przestałem w kwadracie chcąc zapaść się pod ziemię. Wtedy czułem się źle, a po ostatnim gwizdku było jeszcze gorzej. Choć przegrała cała drużyna, ja czułem się najgorzej. Wszyscy na mnie liczyli, a ja zawiniłem. Nie miałem nawet ochoty by siedzieć dłużej na parkiecie. Po prostu wyszedłem z sali, w milczeniu zebrałem się z szatni i po prostu wyszedłem bez słowa, z resztą w zespole i tak panowała iście grobowa atmosfera. Szedłem po ulicach miasta włócząc nogami i kopiąc pojawiające się pod nogami kamienie. Dopiero po chwili przystanąłem i się odwróciłem, czułem, że ktoś mnie obserwował. I wiesz? Nie myliłem się, bo zobaczyłem Ciebie. Wystarczył Twój jeden nieśmiały uśmiech, a nagle cały świat przestawał mieć znaczenie.
 -Zawaliłem.-wyrzucasz z siebie
 -Dlaczego jesteś aż tak krytyczny?-pyta spokojnie- Siatkówka to sport drużynowy. Nie ty przegrałeś, a cała drużyna w tym samym stopniu.
 -Bo zawiodłem wszystkich, którzy na mnie liczyli.-wzdychasz
 -Nie wszystkich.-kręci przecząco głową dość nieśmiało zbliżając się do ciebie- Nie czuję się zawiedziona, a wiesz dlaczego? Bo wiem, że twój najlepszy mecz wciąż przed tobą.
 -Naprawdę aż tak we mnie wierzysz?-pytasz patrząc wprost w jej błękitne oczy
 -Wierzę w ciebie Aleh, gdyby tak nie było nie stałabym tutaj.-unosi delikatnie kąciki ust ku górze- Ty też powinieneś w siebie uwierzyć bo wiesz, wiara czasem potrafi czynić cuda.
 -To jakieś wasze polskie powiedzenie?
 -Można tak to ująć.-przytakuje- A do tego jest naprawdę trafne. Bo gdy czasem jesteś na naprawdę straconej pozycji pozostaje ci tylko wiara. A ona tkwi głęboko ukryta tu.-przykłada delikatnie swoją dłoń na wysokości twojego serca- I jest czymś, czego nikt nigdy nie będzie w stanie ci odebrać, dlatego jest tak ważna. Bo z nią można wszystko. Teraz już wiesz dlaczego tak bardzo w ciebie wierzę?-pyta spoglądając prosto w twoje oczy i nie musi mówić nic więcej. Uwierzyłeś. Naprawdę to zrobiłeś.
  Nienawidziłem, gdy sezon dobiegał końca. Owszem, przychodziła ulga, że cel został osiągnięty i będzie chwila wytchnienia. Przychodziła satysfakcja, że udało się przetrwać wszelkie trudy sezonu bez większych problemów zdrowotnych. Nie tylko trzeba było rozstać się z facetami z którymi wylewało się siódme poty na boisku czy trening, poświęcało się całe serce we wspólnej pracy, z którymi stanowiło się zgraną ekipę przez ostatnie kilka miesięcy, ale pojawiało się też czasem i małe rozczarowanie. Po tym sezonie muszę przyznać byłem zadowolony, ale wiedziałem, że nie jest to szczyt moich umiejętności i marzeń. Stojąc na najniższym stopniu podium z brązowym medalem Plsuligii na szyi wiedziałem jedno. Wiedziałem, że nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Bo choć miałem jedynie roczny kontrakt w Rzeszowie i od kilku tygodni byłem kuszony przez różne kluby z Rosji czy Włoch to wiedziałem, który z nich wybrać. Podjęcie jakiejkolwiek decyzji nie zajęło mi dłużej niż pięć minut. Nie potrzebowałem ogromnych pieniędzy w Rosji czy obleganej przez największe sławy siatkówki włoskiej Serie A. Musiałem tu zostać. Musiałem dokończyć swoją pracę i dotrzymać obietnicy. Nie wyobrażałem sobie nawet by wyjechać z Polski. Nie potrafiłbym tego zrobić. Usechłbym z tęsknoty za waszym krajem, kibicami, drużyną. Umarłabym z tęsknoty za Tobą..
  Nienawidziłem rozstawać się z ludźmi na których mi zależało. Żadne rozstanie nie są nigdy łatwe, a już na pewno nie z osobami z którymi łączy cię coś więcej aniżeli znajomość jej imienia i nazwiska. Pamiętam jak przeżyłem wyjazd z rodzinnego domu. Jako cholernie rodzinna osoba nie mogłem przywyknąć, że nagle zostałem wyrzucony zupełnie sam na głęboką wodę. Nie było łatwo do tego przywyknąć, ale od tego momentu wyrobiłem u siebie kolejną cechę, która często bywała i moją ogromną wadą. Będąc przez dłuższy okres samemu stałem się zupełnie samowystarczalny i zdecydowanie bardziej ceniłem sobie samotne wieczory aniżeli wyjścia do barów czy imprezy ze znajomymi. Owszem, od czasu do czasu to robiłem, ale chcąc nie chcąc stałem się jak to mawiała moja mama, samotną wyspą. Pewnie przez to nie było łatwo zdobyć mojego zaufania, a gdy to się działo, trudno było mi pożegnać takie osoby. Nawet rozstając się z Olgą po kilku latach związku, robiłem to z ogromnym bólem serca. Zgoda, nie kochałem jej choć tak mi się wcześniej wydawało, ale trudno było w jednej chwili zapomnieć wszystkie spędzone razem chwile. Podobnie było na zakończeniu sezonu. Trudno było przyswoić do siebie myśl, że już nigdy więcej nie spotkamy się w takim samym składzie, że większość z nas pójdzie inną ścieżką kariery. Takie niestety było życie sportowca, raz byłeś tu, a za chwilę mogło cię nie być. Trudno było pożegnać się z facetami z którymi spotykało się niemal dzień w dzień na hali wylewając siódme poty byle osiągnąć założone przed sezonem cele. Bo nawet gdy mieliśmy się dosyć i nie chcieliśmy się oglądać, a przychodziły i takie chwile byliśmy drużyną. Razem wygrywaliśmy i cieszyliśmy się z sukcesów, także razem przegrywaliśmy i się smuciliśmy z porażek. Pomimo, że często w obecności kilkunastu facetów testosteron niemal kipiał to się nie pozabijaliśmy. I choć każdy z nas był inny, każdy miał odmienny charakter, inne upodobania i inny styl bycia to każdy z nas miał jeden wspólny cel jakim było dobro ogółu, czyli w tym wypadku drużyny. Jak jeden organizm, dążyliście do celu. Przy okazji zdążyły oczywiście zawiązać się między wami męskie przyjaźnie i swego rodzaju przywiązanie, dlatego tak trudno było wam się pożegnać. A jeszcze bardziej nie cierpiałem żegnać się z Tobą...
  Nienawidziłem, gdy nie było Cię obok. Wypełniałaś moje myśli w niemal każdej chwili. Nie ważne gdzie byłem. Nie ważne czy był to mecz, trening, spotkanie ze znajomymi czy stanie w kolejce w sklepie. Byłaś pierwszą osobą o której myślałem zaraz po przebudzeniu i ostatnią, która wypełniała moje myśli tuż przed snem. Nikt tak nigdy tak bardzo nie zaprzątał moich myśli. Nikt jeszcze nigdy tak bardzo nie zawładnął moim umysłem, duszą i sercem. Oszalałem na Twoim punkcie i to kompletnie. Nie trzeba było być lekarzem by wiedzieć co mi dolegało, gdy czasem chodziłem struty. Wystarczyło zaledwie kilka godzin bez Ciebie, a ja już nie potrafiłem wytrzymać. Jadąc na każdy mecz nie myślałem o taktyce czy samym przeciwniku. Chciałem jedynie by jak najszybciej się on skończył. Chciałem czym prędzej wrócić do Rzeszowa i Cię zobaczyć. Gdy koledzy po rozegranym spotkaniu wciąż się nim emocjonowali i analizowali poszczególne akcje ja myślami byłem zdecydowanie daleko od nich. Byłem obecny tylko ciałem, mój duch był w Rzeszowie. Kompletnie straciłem dla Ciebie głowę. Nigdy nie pomyślałby, że można poczuć do kogoś to, co ja czułem do Ciebie. Gdy nie było Cię obok myślami wracałem do Twojego pięknego uśmiechu, Twojego delikatnego jak aksamit głosu czy Twojego przenikliwego wzroku błękitnych jak niebo tęczówek. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym tego nigdy więcej nie zobaczyć. Byłaś dla mnie wszystkim. Centrum mojego wszechświata. Kimś, dla kogo skoczyłbym nawet i w ogień. To było przerażające, że w tak krótkim czasie tak przeraźliwie mocno Cię pokochałem. Tak samo przeraźliwe jak brak Ciebie obok.
 -Skończyła ci się umowa z Resovią.-mówi, gdy siedzicie obok siebie- Teraz Włochy czy raczej zimna Rosja?
 -Rzeszów.-odpowiadasz jej nie potrafiąc kryć uśmiechu
 -Przecież mówiłeś, że masz dobrą ofertę z Serie A.-mówi wyraźnie zaskoczona
 -Mogliby oferować mi i dziesięć razy tyle, ale nie zmienię swojej decyzji. Zostaję tutaj.
 -Nie rób tego tylko ze względu na mnie.-potrząsa głową- Nie możesz marnować szansy na grę w świetnym klubie przez dziwną i mało towarzyską dziewczynę. Naprawdę chcesz wszystko zaprzepaścić?
 -Kiedy do ciebie dotrze, że to ty jesteś moim wszystkim?-przerywasz jej ujmując w dłonie jej twarz- I wcale nie obchodzi mnie jak postrzegają cię inni bo właśnie taką cię kocham. Dla mnie jesteś idealna taka, jaka właśnie jesteś. I żadne pieniądze nie są warte tego by to tracić. Z resztą wiem, że tutaj mam jeszcze sporo do zrobienia.-uśmiechasz się w jej kierunku
 -Dalej nie potrafię uwierzyć w to, że ktokolwiek był w stanie mnie pokochać.-mówi nieco ciszej
 -Dlatego ja chcę ci codziennie dawać ku temu powody.
 -Nie sądziłam, że mnie da się w ogóle kochać.
 -Każdy człowiek jest zaprogramowany na miłość, bez wyjątku.-dodajesz opierając swoją głowę o jej- Pamiętasz jak mówiłaś mi o wierze? Myślę, że w tym momencie powinnaś to zrobić. Po prostu uwierzyć.
 -Jest coś, w co wierzę.
 -Co takiego?-pytasz
 -Wierzę temu co czuję do ciebie Aleh.-mówi spokojnie- Wierzę, że to miłość. To musi być ona.-dodaje nieco ciszej, a ty jedynie czule muskasz jej delikatne jak porcelana usta o smaku maliny. To tak jakbyś całował anioła. Bo przecież ona była twoim aniołem.
  Nienawidziłem być bezradny, a taki właśnie czułem się przy Tobie. To był jedyny rodzaj bezradności jaki byłem w stanie znieść i polubić. Onieśmielałaś mnie, choć ponoć ja robiłem to Tobie. Sprawiałaś, że odkryłem swoje wrażliwe ja. To przy Tobie poczułem się kimś kto jest szczęśliwy i spełniony. Dzięki Tobie zacząłem dostrzegać rzeczy, które dotychczas nie zaprzątały mi głowy. Stałem się wrażliwszy. Stałem się kimś, kim być zawsze chciałem. Dzięki Tobie mi się to udało. Dzięki Tobie czułem się jak w niebie. Bo ilekroć nie spojrzałbym w Twoje niebiańsko błękitne oczy czułem się jakbym miał kawałek nieba w swoich ramionach. Jakbym miał jakaś niebiańską istotę w objęciach. Bo przecież Ty byłaś wyjątkowa. Byłaś niepowtarzalna, jedyna w swoim rodzaju. Byłaś moim aniołem...



~*~
spieprzyłam 
Nie za bardzo jestem zadowolona z dzisiejszej części, może jedynie z końcówki, więc na wstępie przepraszam za jakość. 
W dalszym ciągu jest tajemniczo. Jest pewnie dziwnie, ale tutaj tak ma być. Macie swoje domysły, nie mogę powiedzieć Wam czy są one trafne, ale owszem, czas przeszły może być i będzie kluczem w tej historii. 
Do zobaczenia za tydzień może i w Krakowie
Trzymajcie się,
wingspiker.

| Zbyszek | duet | ask |

15 komentarzy:

  1. Jedyne co mam do powiedzenia to wow... Jeszcze chyba nie spotkałam tego typu bloga, a szkoda. W sumie to myślę, że jest on tak cudowny, dlatego że Ty go piszesz. Jako jedna z niewielu potrafisz tak skleić kilka można powiedzieć nic nie znaczących słów żeby powstało coś takiego. Coś cudownego. Jest jeszcze coś co uwielbiam w twoich opowiadaniach. Muzyka. Jeszcze nie trafiłam na blogerkę, która tak idealnie dobierałaby podkład. Muzyka naprawdę dużo daje, a już muzyka dobrze dobrana, tworzy pół atmosfery, która tworzy się wokół mnie, gdy czytam twoje opowiadania.
    Dziękuje. Dziękuje, że jesteś. Dziękuje, że tworzysz coś tak pięknego.
    Wiedz, że zawsze będę wierną fanką twoją i twoich opowiadań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiem co powiedzieć, dziękuję. Jest mi niezmiernie miło czytać takie opinie!

      Usuń
  2. Inga roztaczała wokół siebie aurę wyjątkowości, której Alek zdecydowanie uległ. Teraz już nie tylko piękno Rzeszowa i przywiązanie do klubu trzymało go w Polsce, ale także (a chyba przede wszystkim) trzymała go tutaj jego ukochana. Może i wprowadziła do jego poukładanego życia nieco zamętu (o czym świadczy chociażby to, że bujał w obłokach i spóźniał się na trening), ale niewątpliwie odmieniła jego życie na lepsze.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że Alek znalazł kogoś takiego jak Inga, i cieszę się, że Inga ma kogos takiego jak Alek.
    Nawet mnie nie strasz, że czas przeszły jest kluczowy w tej historii. Ich miłość musi trwać wiecznie. Oboje na nią zasługują.
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Za każdym razem po przeczytaniu nowego rozdziału czuję się jak kretyn, bo nie wiem co napisać :D
    Masz wyjątkowy sposób pisania. Myśli, emocje, przeżycia Alka są fenomenalnie opisane i mimo, że początkowo wydaje się, że ten rozdział trwa bez końca, tak w końcu jest koniec w jak zwykle ciekawym miejscy.
    Nie wiem jak, a bardzo chciałabym wiedzieć, jak potoczą się ich losy ^^ Mam wrażenie, że Inga jest zamknięta w sobie i potrzeba jej kogoś, kto uświadomi jej inność jest wyjątkowa. Nie wiem jak mam rozumieć to, że obecnie mamy czas przeszły... mam cichą nadzieję, że ta miłość ciągle trwa, bo jest piękna.
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, dziękuję, naprawdę serce rośnie jak się czyta takie opinie!
      Wszystko w swoim czasie wyjdzie :)

      Usuń
  5. Magiczne to jest, czytając przenosze się w jakiś inny świat pierwszy raz mam coś takiego z opowiadaniem <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Sama nie wiem, co tu napisać, bo rzeczywiście styl tej historii odbiera mi mi możliwości, żeby jakkolwiek odnieść się do niej.
    Czas przeszły... O tym również nie wiem, jak to zinterpretować i ci całej sądzić, czego się spodziewać.
    Czekam ba kolejny wpis, żeby dowiedzieć się kolejnych rzeczy ;)
    Całuje :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie to zagadka nie do rozwiązania, ale jak się potem okaże to nie było nic trudnego :)

      Usuń
  7. Cudowny! Jak zwykle nie wiem co napisać. Każdy nie lubi przegrywać, ale ważne by mieć w ciężkich chwilach wsparcie bliskich. I Alek takie ma. Na początku bał się mieszkać w Polsce, miał obawy. A teraz, broni Nas, Polaków przed złymi komentarzami. Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku.
    Gdyby nie rodzina obok, to bym się rozpłakała.
    Siedziałam z drżącymi wargami i tak bardzo zmuszałam się do nie wypuszczenia jednej łzy.
    Jak ja bardzo kocham tą historię.
    Jak bardzo Alek kocha Ingę.
    Jak bardzo ona kocha Alka.
    Jak bardzo Alek się uzależnił, poświęcił wszystko. Kobieta stała się jego wszechświatem, wypełnia jego umysł i wszystko wokół.
    Czytając to, mam wrażenie jakby mówił to właśnie Alek.
    Dziękuję ci za to :*
    Czekam na więcej.
    Całuję, Vein.

    OdpowiedzUsuń