<podkład>
Dziękuję to słowo, którego nie można było używać na prawo i lewo. To było słowo zarezerwowane dla osób absolutnie wyjątkowych, tak samo jak Ty. Choć nie jestem pewien czy był na tej planecie ktoś o wiele bardziej nietuzinkową i wyjątkową osobą niż Ty. To było równie wyjątkowe słowo co kocham cię. Dla mnie miało to same znaczenie. Bo przecież często to one wyrażało więcej aniżeli tysiąc słów. To nie było to głupie i krótkie dzięki jakiego się używało względem znajomych. To było zdecydowanie coś innego. Bo przecież to piękne słowo, którego mogłem nadużywać w Twoim kierunku zawsze i wszędzie, o każdej porze dnia i nocy. Bo przecież było tak wiele rzeczy za które mogłem i powinienem Ci dziękować. Ale nie tylko słowa wyrażały naszą wdzięczność. To były też gesty, czyny. Całe nasze ja się w tym zawierało. Dzięki Tobie to właśnie odkryłem.
Dziękuję to czasem zbyt małe słowo. Zbyt drobne by wyrazić to, ile zawdzięczamy drugiej osobie. Bo czasem gdy wypowiemy je w kierunku drugiej osoby czujemy, że to zbyt błahe słowo. Słowo, które nie oddaje tak naprawdę tego co chcemy przekazać. Bo tak czujemy przy osobach absolutnie wyjątkowych w naszym życiu. Dla tych, których pojawili się w nim, czasem i z przypadku i bez względu na wszelakie okoliczności zawsze pozostawali bliscy naszemu sercu. A takim właśnie osobom zawdzięczaliśmy cały ogrom rzeczy. To oni byli sprawcami naszej mniejszej lub większej przemiany. To dzięki nimi zmienialiśmy nieco swoje nawyki i przyzwyczajenia. Z ich sprawą odkrywaliśmy nieznane. Czasem też stawali się naszymi życiowymi przewodnikami w poszukiwaniu tego czego nam w życiu pewnymi momentami brakowało. Wydawało mi się, że w moim życiu takich przewodników było sporo, ale wiesz co? Ktoś kto nim przestał być z własnej woli, nigdy tak naprawdę nim nie był. W swoim życiu miałem wielu przyjaciół, parę osób naprawdę bliskich mojemu sercu, ale tak naprawdę miałem jednego nauczyciela, przewodnika w gęstwinach życia. Jedną, jedyną osobę, dzięki, której jestem tu, gdzie jestem. Osobę, której zawdzięczam nie tylko to jakim człowiekiem za jej sprawą się stałem. Kogoś kto był całym moim światem. Osobą o której jako pierwszej myślałem zaraz po przebudzeniu i tuż przed odpłynięciem w krainę Morfeusza. Bratnią duszę przez, a może dzięki której zostałem niewolnikiem miłości. Cały mój świat. Dlatego nie potrafiłem wyrazić swojej wdzięczności w jednym błahym słowie. Już na pewno nie względem Ciebie.
Dziękuję Bogu niemal każdego dnia za to co w moim życiu miało miejsce. Za to, że pchnął mnie do decyzji o przyjeździe tutaj bo przecież gdyby nie to, nigdy, przenigdy nie odnalazłbym tego czego szukałem. Nigdy nie odnalazłbym nie tylko radości z gry, nie odnalazłbym nigdy szczęścia. Tego brakującego puzzla w układance mojego życia. Dlaczego dziękuję mu za to? Bo ta decyzja wywołała potem lawinę rzeczy za które mógłbym całować go po stopach i wysławiać pod niebiosa. Bo przyjazd tutaj pociągnął za sobą wiele rzeczy i osób, które można by rzec odmieniły moje życie. Mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że stałem się lepszą osobą. Stałem się kimś, kim zawsze być chciałem. Osobą, które zawsze podziwiałem. A także tą, którą nie sądziłbym, że kiedykolwiek będę. Wreszcie zacząłem postrzegać otaczający mnie świat i ludzi nieco inaczej. Zacząłem patrzeć na życie w zupełnie innym kącie. Nareszcie potrafiłem czerpać radość i satysfakcje z nawet najdrobniejszych rzeczy, które wcześniej pominąłbym uznające je za nic nie warte elementy swojego życia. Nie wybiegałem też daleko w przyszłość. Nauczony życiowym doświadczeniami wiedziałem, że to nie warte zachodu. Bo przecież teoretycznie byliśmy, egzystowaliśmy, a już za chwilę mogło nas tu nie być, mogło pozostać po nas jedynie wspomnienie. Nauczyłem się żyć chwilą. Czerpać z każdej jak najwięcej. Żyć tak, jakby jutro miał nadejść mój kres. Carpe diem. Tak to chyba szło, prawda? Tak, to było zdecydowanie tak. Pamiętałam te słowa zbyt doskonale. Zbyt mocno utkwiły w mojej pamięci z jednego cholernego powodu. Jakże bolesnego.
Dziękuję temu na górze tak naprawdę za wiele rzeczy, które miały miejsce w moim życiu. Jednak jest jedna, jedyna rzecz za którą jestem mu szczególnie wdzięczny. I swą wdzięczność chcę i muszę wyrażać mu za to co dzień. Ktoś spyta, dlaczego? Bo jestem mu to winien. Bo przecież, gdyby nie jego opatrzność nigdy nie zobaczyłbym Cię na meczu, nigdy nie wpadlibyśmy na siebie w supermarkecie, a także prawdopodobnie nigdy byśmy się nie spotkali i nigdy nie byłbym tak bardzo szczęśliwy jak przy Tobie. Nigdy nie zaznałby uczucia prawdziwej miłości jaką obdarzyłem Ciebie. Nie doczekałbym pewnie chwili w której ktoś stałby się dla mnie najważniejszą osobą w całym wszechświecie. Nie zaznałbym błogiego uczucia motyli buszujący w brzuchu czy po prostu nie zakochałbym się nie tylko w Twoim cudownym uśmiechu, oczach w odcieniu błękitu nieba i głosie delikatnym jak anioł, a także w Twojej nietuzinkowej osobowości. Nigdy. To takie brutalne słowo, lecz okropnie prawdziwe i dobitne. Nie sądziłem, że kiedykolwiek aż tak dobitnie zaznam znaczenie tych słów..
Dziękuję. Tak po prostu, choć i tak to zbyt małe słowo w kierunku Twojej osoby. Nie ma świecie słowa ani rzeczy godnych temu, jak bardzo jestem Ci wdzięczny. Żadne kosztowności tego świata nijak nie potrafiły by tego w sobie zawrzeć. Żadne słowa nie mają tak wielkie mocy.
Dziękuję za każdą sekundę, minutę, godzinę. Za każdą kolejną dobę, dwie, tydzień, miesiąc, dwa czy osiem. Za każdą możliwą chwilę jaką mi ofiarowałaś. Może i dla Ciebie były to zwykłe wyznaczniki czasu, ale dla mnie każde minut obok Ciebie były jak wygraną na loterii. Były jak złota rybka z nieskończoną ilością życzeń w moim posiadaniu. Było to czymś absolutnie wyjątkowym. Sądzę, że dla Ciebie również, chociaż tak naprawdę nigdy mi tego wprost nie powiedziałaś. Muszę przyznać, że choć często byłaś dość bezpośrednią osobą, tak o wszelkich odczuciach związanych z wszelkimi emocjami towarzyszącymi stanowi konfliktowemu między sercem, a rozumem, potocznie zwanym zakochaniem, mówiłaś rzadko, a jeśli to czyniłaś to nie do końca wprost. W takich chwilach ujawniała się ta Twoja natura myśliciela, która była dla mnie nie mniej intrygująca aniżeli cała nasza znajomość. A ona była absolutnie wyjątkowa. Tak samo jak Ty.
Dziękuję za każde nasze wspólne "nicnierobienie" jak to trafnie określałaś, choć de facto wcale nie leżeliśmy na kanapie i nie oglądaliśmy powtórek "Czterech pancernych" chociaż przyznaję, polubiłem ten wasz klasyk. Nasze "nicnierobienie" pełne było wszystkiego. Ktoś spytał, skoro tak, to skąd ta nazwa? Otóż Ty wychodziłaś z założenia, że jeśli człowiek nie robił niczego co może jakkolwiek podnieść jego standardy, tak jak w moim przypadku trening czy w Twoim praca, to po prostu nie robi nic ważnego. Nie powiem bym się w tej kwestii z Tobą zgadzał, ale jednak coś w tym było. Wracając do sedna. Każda chwila spędzona z Tobą była absolutnie magiczna i wyjątkowa. Każda najbardziej błaha czynność tego świata taka również była. Jednak najbardziej lubiłem nasze spacery. Nie ważne czy świeciło słońce, dookoła leżały różnokolorowe liście przypominające o jesieni czy leżał śnieg po kolana. To stało się naszą niemal codzienną tradycją. Nie musieliśmy mieć ku temu żadnego powodu, to po prostu wychodziło samo z siebie. Podczas nich zazwyczaj padało wiele ciekawych słów i stwierdzeń. Może często rozmawialiśmy o wszystkim i niczym, ale dzięki temu zbliżaliśmy się do siebie jeszcze bardziej. A z każdym kolejnym zamienionym słowem czułem się jakbym znał Cię całe życie, a nie kilka miesięcy.
Dziękuję za każdy Twój uśmiech, za każdy speszony wzrok i za każde wypowiedziane przez Ciebie słowo w moim kierunku. Bo jak mało kto potrafiłaś do mnie dotrzeć. Nie było chyba osoby na tym świecie, która potrafiłaby sprawić, że stałem się o wiele bardziej otwarty na innych. Bo dotychczas rzadko mówiłem o tym, co leżało mi na sumieniu czy sercu. Dusiłem to w sobie, zadręczając się różnorakimi myślami jakkolwiek starając się z tym sobie poradzić w pojedynkę. Dopiero dzięki Tobie odkryłem, że warto mówić i rozmawiać, nie tylko na mało istotne sprawy. Wystarczyło jedno Twoje słowo, a otwierałem się i po prostu mówiłem. Może i dlatego, że stałem się, przynajmniej w Twojej obecności, otwartą księgą. To była na pewno jedna z wielu pozytywnych zmian jakie przeszedłem będąc tutaj. Kto by pomyślał? Na pewno nie ja.
-O czym tak myślisz?-zagajasz ją widząc jej skupioną minę
-O tym wszystkim co wydarzyło się w ciągu ostatnich miesięcy.-odpowiada ci niemal natychmiast- O tym jak się zmieniłam.
-Często mam podobne refleksje.-zauważasz
-Mam starszą siostrę i to ona zawsze była tą lepszą. Ona zawsze była tą fajniejszą z nas, ja byłam tą dziwną samotniczką. To ona jest pupilkiem rodziców i złotym dzieckiem, ja zawsze byłam gorszą kopią swojej starszej siostry. To ona zawsze była we wszystkim najlepsza i miała wszystko, co najlepsze niemal od razu, ja zawsze musiałam sobie na to zapracować i dojść do tego zupełnie sama. To ona zawsze była tą ciekawą i interesującą, ja zawsze byłam tą nudziarą bez prawdopodobnego powodzenia w jakiekolwiek dziedzinie życia. Zawsze byłam w jej cieniu, więc dlatego byłam taka jaka byłam, gdy się poznaliśmy. Ale to chyba minęło.-kiwa głową jak gdyby zgadzając się ze swoimi słowami- Wiesz co mam przez to na myśli?
-Doskonale.-przytakujesz jej- Ja dzięki Tobie też stałem się innym człowiekiem, taką lepszą wersją siebie.
-A jednak coś mi w życiu wyszło.-uśmiecha się delikatnie w twoim kierunku
-Jest wiele rzeczy z których możesz być naprawdę dumna.
-Ja? Myślę, że ty miałbyś co najmniej trzy razy tyle takich powodów Aleh.
-Może.-odpowiadasz jej- Ale jest tylko jeden na którym skupiam się w tej chwili.
-Carpe diem?
-Tak myślę.-kiwasz głową
-Ja też mam coś takiego.-mówi dość tajemniczo i zagadkowo
-Co?-pytasz cieka jej odpowiedzi
-To.-wypowiada cicho po czym absolutnie cię zaskakuje. Dlaczego? Bo po tych właśnie słowach poczułeś smak jej malinowych i delikatnych jak porcelana usta na swoich. Wtedy byłeś niemal pewien. To musiała być ona. Ta jedyna na którą czeka każdy człowiek. Musiała..
Dziękuję za wszystko. Za to, że dałaś mi całą siebie z ciałem i duszą. Za każdy często nieśmiały gest. Po prostu za to, że uwierzyłaś nie tylko we mnie czy w nas. Za to, że potrafiłaś też uwierzyć w siebie, bo wiesz, ja wierzyłem w Ciebie zawsze i nigdy nie przestanę. Pomimo wszystko. Obiecałem Ci to przecież, a Aleh Akhrem słowa zawsze dotrzymuje, choćby się waliło i paliło. Bo nawet, gdy nie było Cię obok to czułem Twoją obecność. Wiem, może to dziwne i wręcz absurdalne, ale właśnie tak było. Byłaś takim moim aniołem stróżem i dobrym duchem. Bo wiesz, zawsze, gdy miałem chwile zwątpienia w swoim życiu, nie ważne czy na boisku czy poza nim to przywoływałem i w dalszym ciągu to robię, sobie Twoją osobę. I niemal zawsze w uszach pojawiały się słowo jakie z całą pewnością wypowiedziałabyś w moim kierunku w tej właśnie chwili. I wiesz? To zawsze mi pomagało. Zawsze dostawałem pozytywnego kopniaka pchającego mnie do przodu. Byłaś najlepszą motywacją i zawsze tak będzie.
-Słaby dzień?
-Słaby dzień.-odpowiada ciężko wzdychając
-Zdarza się nawet najlepszym.-zauważasz
-W takim razie jestem chodzącą tragedią bo to ostatnimi czasy dzień jak co dzień.-mówi z cieniem wymuszonego uśmiechu na twarzy
-Jesteś okropną pesymistką.
-Życie na mnie to wymusiło. Zawsze wolę założyć gorszy scenariusz żeby potem się przypadkiem nie rozczarować.-mówi
-Zawsze?-unosisz brwi ku górze- W naszym przypadku też?-pytasz, a ona spogląda na ciebie beznamiętnie
-Nasz przypadek to akurat oddzielna kategoria.
-Mam nadzieję, że ta najlepsza.-uśmiechasz się
-Sama nie wiem jak to się stało, ale to właśnie ta.-odpowiada ci z delikatnym uśmiechem- Dalej nie wiem jak to zrobiłeś.
-Przecież nic takiego nie robię.-zauważasz
-Jesteś jedyną osobą, która potrafi na mnie tak oddziaływać. Jesteś jednym z nielicznych, którzy potrafią i chcą mną rozmawiać, a już na pewno jednym z wyjątków jeśli chodzi o wszelkie rozmowy na tematy emocjonalne.
-Może to po prostu przeznaczenie?
-Skoro tak, to chyba będę musiała pójść do kościoła i komuś podziękować. I to mocno.-unosi kąciki ust ku górze, a ty nie potrafisz nie odwzajemnić tego czynu. Przytulasz ją, co choć ją zaskakuje to wcale nie wzbrania się przed tym. Trzymasz w swoich ramionach cały swój świat i najchętniej nigdy, przenigdy byś go nie wypuszczał. Ale musiałeś. I gdybyś wtedy wiedział, nigdy byś tego nie zrobił. Nie wypuściłbyś jej. A tak, nie miałeś wyjścia...
Dziękuję za to, że byłaś obok. Za to, że przez tych kilka miesięcy uczyniłaś mnie najszczęśliwszym facetem na świecie. Sprawiłaś, że w moim życiu znowu pojawiły się kolory i zaświeciło słońce. Byłaś moim lekarstwem na wszelkie zło tego świata. Bo byłaś i zawsze będziesz moją największą miłością. Bo człowiek w swoim życiu kocha tak naprawdę raz. A ja swój limit już wyczerpałem. I wiesz? Nie żałuję tego, bo poznanie Cię było najlepszym, co w życiu mi się przytrafiło. Nie żadne medale i inne trofea, właśnie Ty. A przecież Ty byłaś aniołem, a one nie chodzą po ziemi.
~*~
Na wstępie ogrooomnie Was przepraszam, że tydzień temu nie pojawił się rozdział. Niestety, padł mi dysk twardy w moim laptopie i musiałam oddać go do naprawy, swoją drogą dziś tam wrócił bo lepiej było spytać, co chodziło w nim dobrze, dlatego nie miałam jak dodać rozdziału, a dziś pisałam go na komputerze taty. Niestety też, wraz z wszystkimi folderami przepadły też wszystkie moje rozdziały pisane do przodu i muszę teraz wszystko pisać od nowa dlatego proszę o dozę wyrozumiałości. Jeszcze raz przepraszam za problemy. mam nadzieję, że mimo to ktoś czekał
Dalej tajemniczo, dalej za wiele się nie dowiadujecie tak naprawdę, ale taki urok tego opowiadania. Im bliżej końca tym więcej dostaniecie odpowiedzi na wszelkie nurtujące Was pytania bo praktycznie co epizod, nasz bohater coś poniekąd ujawnia.
Nie zanudzając, uciekam do obowiązków.
Miłego weekendu,
wingspiker.