sobota, 19 lipca 2014

Byłem.

  Byłem człowiekiem spełnionym. Zarówno zawodowo jak i prywatnie mi się powodziło. Srebrny medal Ligi Mistrzów z moim greckim Iraklisem to było coś, o czym marzyłem od dawna. Nie ma nic piękniejszego w życiu sportowca jak stanie na podium z medalem zawieszonym na szyi pośród znakomitych siatkarzy światowego formatu. Do tego gdy ukochana osoba podziwia cię i dopinguje na trybunach i wraz z tobą święci twoje triumfy? Zdecydowanie byłem szczęśliwy. Ale jak to w życiu bywało, to szczęście miało swój początek i koniec. Po zdobyciu wszelkich możliwych trofeów w pięknej i słonecznej Grecji przyszedł czas na zmiany. Czy ich chciałem? Oczywiście, że nie. Broniłem się wtedy przed nimi rękami i nogami, ale nie mogłem nic zrobić. Musiałem odejść. Po dwóch latach spędzonych w ciepłych klimatach miałem do wyboru. Zimną Rosję, słoneczną Italię i szarą Polskę. Co wybrałem? Za cholerę nie wiem co mnie podkusiło, ale wybrałem kraj w środkowej części Europy. Jakiś wewnętrzny głos mi to podpowiedział. Tak oto greckie Saloniki zamieniłem na Rzeszów. Na miasto o którym wiedziałem w zasadzie nic, a do tego wymówienie jego nazwy sprawiało mi dość spore trudności. Dopiero po uzgodnieniu wszelkich formalności sięgnąłem po mapę kraju i po kilku dobrych minutach odnalazłem je na na południowym-wschodzie, a nie jak mylnie twierdziłem na zachodzie. Nie ukrywam, z trudem rozstałem się z Salonikami. Wręcz z bólem serca wyjeżdżałem stamtąd mając złudną nadzieję, że może jakimś cudem uda mi się tu jeszcze zostać. Nie udało się. Klub wpadł w kłopoty finansowe, wszyscy uciekli w popłochu bojąc się o kariery i finanse. Po dwóch wyśmienitych latach wyjechałam z miejsca gdzie wiele się zmieniło w moim życiu. Miejsca gdzie wszystko się zaczęło, ale też odnalazło kres. Kiedy przyjeżdżałem do kraju Hellenów byłem jeszcze nikomu nieznanym, ciągle się uczącym zawodnikiem ze swoją największą szkolną miłością u boku. Opuszczałem ten kraj jako zupełnie inny człowiek. Wyjeżdżałem stamtąd jako zawodnik z doświadczeniem, znanym małej garstce greckich kibiców przychodzącej na nasze mecze ze złamanym sercem. 
  Byłem lepszym zawodnikiem ,ale zupełnie zgubionym w środku facetem. I choć byłem dość rosłym facetem to w środku cierpiałem nie mniej niż mały chłopczyk. Nigdy w życiu nie przypuszczałbym, że osoba ,która była dla mnie wszystkim zada mi największy, z możliwych ciosów. Wszystkich bym mógł o to posądzać, ale tylko nie ją. Nie było w moim życiu nikogo ważniejszego. Zdanie nikogo nie liczyło się dla mnie tak bardzo, jak jej słowa. Dla niej gotów byłem zrobić dosłownie wszystko. Kochałem ją. A przynajmniej tak wtedy mi się wydawało. 
  Byłem głupi ,że niczego nie podejrzewałem. Nie potrafiłem domyślić się tego, co było tak oczywiste. Nigdy nie było idealnie, jak w każdym związku zdarzyły się zgrzyty. Zdarzały się ciche dni, zgrzytanie zębów czy ogromne kłótnie. Wtedy zawsze jednak po upłynięciu odpowiedniej ilości czasu wszystko znów wracało do normy. Ona była dla mnie najważniejsza. Traktowałem ją jak swój największy skarb. Gotów byłem spędzić z tą kobietą resztę swojego życia. Szkoda tylko, że ona miała inne plany. Plany, które z każdym kolejnym dniem stawały się co raz klarowniejsze. Dla wszystkich tylko nie dla mnie. Byłem tak ślepo zakochany, że gdy tylko coś mi nie pasowało, wymyślałem wymówki oszukując samego siebie. Łudziłem się, że to tylko chore domysły i spekulacje. Niestety, to wszystko było najprawdziwszą prawdą. Tą najboleśniejszą. Na kilka dni przed wylotem powiedziała mi, że nie jedzie. Gdy spytałem o powód powiedziała, że musi wszystko sobie przemyśleć. Nie minęła doba, a jej najlepsza przyjaciółka wygadała się przede mną, że kogoś poznała. Był Grekiem. Jak się potem dowiedziałem był menadżerem w moim już były zespole. Cholernie zabolało. Najbardziej jednak to, że nie powiedziała mi tego w twarz. Nie miała odwagi mi tego powiedzieć. Jak kompletny tchórz kazała przyjaciółce przekazać mi list od siebie. Dopiero wtedy przejrzałem na oczy. Dopiero wtedy zobaczyłem, że tak naprawdę nigdy nie kochała mnie. Kochała tylko to, co było na moim koncie i wszystko co wygodne. Spędziła ze mną cztery lata. Cztery lata, które dotychczas uważałem za najlepsze w swoim życiu. Potem nie chciałem ich pamiętać. Jedne co miło wspominałem z tego okresu to wszelkie aspekty sportowe. Tego co ludzkie i duchowe, za wszelką cenę starałem się tego wyzbyć. Nie potrafiłem ze spokojem wracać wspomnieniami do tego jak bardzo ją kochałem. Zbyt bardzo bolało. I mówi to blisko dwumetrowy facet. Kto by pomyślał, że i największym twardzielom zdarzają się chwile słabości? Kto by pomyślał, że i facet może mieć złamane serce? Z całą pewnością nie ja.
  Byłem po tych wydarzeniach kimś zupełnie innym. Siedząc w samolocie zmierzającemu ku polskiej ziemi zastanawiałem się jak sobie poradzę. Jak poradzę sobie ze zmianą otoczenia. Zupełnie sam, bez rodziny i przyjaciół na miejscu. Sam w obcym mieście pełnym ludzi mówiących w bliżej nieznanym mi języku. W czasie kilku godzinnej podróży zdążyłem przewertować rozmówki polsko-białoruskie. Jedyne co zdołałem zapamiętać to słowo 'przepraszam'. Reszta wydawał się być totalnym kosmosem. Gdy stałem na środku lotniska z walizkami w dłoniach zupełnie nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Z pewnością sterczałbym tam jak skończony frajery gdyby nie wiceprezes klubu, który z pewnością czekał na moje przybycie. W tej chwili żałowałem, że nie było ze mną Olgi. Nie należałem do orłów z języków obcych, choć angielski nie był mi wcale obcy i potrafiłem porozumieć się z kolegami z Grecji, tak wszelkie głębsze dialogi, a już zwłaszcza wyrzucane z taką prędkością z ust z jaką mówił mój rozmówca sprawiły mi trochę problemów. Dłuższą chwilę zajęło mi dojście do meritum tego co mówił. Po kilku mniejszych i większych przeszkodach znalazłem się w dość przytulnym mieszkaniu na przedmieściach miasta, w niedalekiej odległości od hali mojego nowego zespołu. W mieszkaniu, które miało być moje przez najbliższe dwa lata. Czy podjąłem dobrą decyzję? Wtedy trudno mi było stwierdzić. Teraz z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że to była najlepsza decyzja w moim życiu.
  Byłem przez pierwsze tygodnie zupełnie zagubiony. Koledzy z zespołu przyjęli mnie bardzo dobrze i dość szybko stałem się częścią zespołu. Już po zaledwie kilku treningach złapaliśmy dobry kontakt. Zwłaszcza z dość żywiołowym i rozgadanym Polakiem, który momentami wydawał się mieć owsiki czy też adhd. Mimo wszystko trzeba było przyznać, że był moim dobrym duchem i przewodnikiem w tych pierwszych, jakże trudnych miesiącach mojego pobytu w tym jakże egzotycznym dla mnie kraju po miesiącach spędzonych w słonecznej Grecji. Stopniowo zapominałem o tym o czym tak bardzo chciał zapomnieć mój umysł, a serce z uporem godnym maniaka przypominało o tej, która zadała tak bolesny cios. Nie skupiałem się nad tym gdy kobiety mijały mnie obdarzając mnie zalotnym spojrzeniem czy uśmiechem. Nie dbałem o to gdy płeć przeciwna dawała wyraźnie znaki ,że była mną zainteresowana. Chyba nie byłem na tą chwilę gotów by załatać swoje poharatane serce. Z naciskiem na słowo chyba.
  Byłem zupełnie zaskoczony tym, co zastałem w Polsce. Wbrew temu co mówiono o tym kraju, w większości okazało się nieprawdą. Nie był szarą dziurą bez perspektyw. Nie był to opóźniony w rozwoju kraj do którego wszelkie nowinki i nowości docierały z kilkuletnim opóźnieniem. Umówmy się, wasze drogi nie były wyśmienite jak niemieckie czy nawet greckie, jedzenie nie było tak powszechnie znane i uwielbiane na całym świecie jak kuchnia włoska czy wietnamska, a ludzie tak kompletnie zadufani w sobie i niepomocni. Spotkałem się z zupełnie innym obrazem. Niemal na każdym kroku doznawałem przejawów waszej gościnności i ciepła. Byliście zdecydowanie otwartym narodem w kontaktach z obcokrajowcami. Nie wspomnę o waszej kuchni, która absolutnie przypadła mi do gustu ,a zwłaszcza wasza specjalność jaką był rosół. Dzięki temu mogłem poczuć się jak w domu. Mogłem i poczułem się otoczony przyjaciółmi. Poczułem się wasz.
  Byłem wydawać się mogło doświadczonym zawodnikiem. Grywałem na międzynarodowej arenie przed kilku tysięczną publicznością dopingującą bardzo żywiołowo swój zespół. Nawet w dniu swojego debiutu w seniorskich rozgrywkach nie czułem tego, co poczułem tuż przed prezentacją na rzeszowskiej hali. Poczułem się jakbym znów miał siedemnaście lat i znów miał zadebiutować w poważnej siatkówce. Znów wydawało mi się, że jestem wyrośniętym chucherkiem stojących wokół rosłych i starszych facetów. Choć sam fakt prezentacji swojej osoby przed rzeszowskimi kibicami był dla mnie absolutną ekscytacją tak w momencie gdy stałem wraz ze swoimi nowymi kolegami z drużyny i na własne oczy i uszy przekonałem się o micie polskich kibiców na niemal całym ciele poczułem gęsią skórkę. Muszę przyznać, że w życiu jeszcze nie widziałem by kibice byli emocjonalnie tak bardzo związani z zawodnikami. Nigdy nie widziałem takiego dopingu. Ci ludzie żyli tym co działo się na boisku. Przeżywali każdą akcję nie mniej od nas samych. Już po pierwszych akcjach mimo stresu udało mi się pokazać z całkiem niezłej strony. Po drugim secie trener Travica chcąc dać pograć wszystkim zawodnikom odesłał mnie do kwadratu do rezerwowych z którego mogłem w spokoju obserwować wszelkie walory i uroki rzeszowskiej hali, jak udało mi się zapamiętać, na Podpromiu. Już w tej chwili byłem zdecydowanie zadowolony z tego, że tu przyjechałem. Dlaczego? Bo czułem, że to była dobra decyzja.
  Byłem zupełnie oczarowany atmosferą panującą dookoła mnie. Można by rzec, że to miejsce niemal od razu urzekło mnie swoją urodą, jakkolwiek to brzmi. Było w nim coś specyficznego. Coś co sprawiało, że chciało się tu wracać, niezliczoną ilość razy. I właśnie wtedy się to stało. Wtedy właśnie jeden z organów dał o sobie znak. W chwili gdy ujrzałem ciebie. Brunetkę o pełnych, błękitnych oczach z uśmiechem krążącą po hali. Nie potrafiłem oderwać od ciebie wzroku. Nie zwracałem nawet uwagi na wynik. Jak zaczarowany wodziłem za tobą wzrokiem. Dopiero pojawiający się w kwadracie Krzysiek sprowadził mnie na ziemię.
 -Kogo tak tam wypatrujesz Aleczku?-pyta z charakterystycznym dla siebie uśmiechem na twarzy
 -Nikogo.-odpierasz zrezygnowany
 -Ładna chociaż?-puszcza do ciebie oczko
 -Skąd wiesz, że chodzi o kobietę?
 -No przecież widzę jak się szczerzysz.-odpowiada ci z uśmiechem- Zagadaj do niej po meczu.
 -To nie jest dobry pomysł, nie znam polskiego.-kręcisz głową
 -A co to ma do rzeczy?-wzrusza ramionami- Jak ty nie zagadasz, to wiesz, że ja to zrobię.-śmieje się.
Czy posłuchałem kolegi? Starałem się. Gdy spotkanie zakończyło się po czterech setach siedziałem na parkiecie wraz z resztą moich kolegów na parkiecie starając się cię odnaleźć. Gdy dostrzegłem cię u wyjścia z hali niemal natychmiast poderwałem się z miejsca. Z pewnością dopiąłbym swego gdyby nie dziennikarze chcący porozmawiać z nowym nabytkiem rzeszowskiego klubu czy fani proszący o zdjęcie czy autograf. Musiałem zostać. Nie wypadało mi uciec. Bo co by sobie o mnie pomyślano? Z pewnością ,że przyszła wielka gwiazda, której odbiła sodów bo co? Bo grał w Grecji i zajął drugie miejsce w Lidze Mistrzów i mu wolno się obnosić z głową wysoko w chmurach? Zdecydowanie nie byłem to ja. Ja byłem dalej sobą, pomimo wszystkiego co się o mnie mówiło i pisało zanim się tu pojawiłem. 
  Byłem w zupełnym szoku. Dlaczego? Bo jeszcze nie spotkałem się z tym, że gdy będę szedł ulicą miasta ludzie będą mnie rozpoznawać i pokazywać palcami. Było to dla mnie coś zdecydowanie nowego i wręcz dziwnego. Momentami czułem się jak jakiś celebryta, którym defacto nie byłem. Ale czemu się było dziwić? To miasto żyło siatkówką, a nas traktowało się niemal jak wielkie osobistości. Nie znałem zbyt wielu osób, a mimo to kogo bym nie spotkał wszyscy z uznaniem kiwali głowami i znali moje imię i nazwisko. Momentami czułem się jak zwierzę na wybiegu w cyrku. Musiałem jednak do tego przywyknąć. To było wpisane w cenę tego zawodu w tym kraju. Kraju, który z czasem stał się dla mnie drugim domem.
  Byłem zupełnie zrezygnowany. Nie potrafiłem zapomnieć twoich oczu. Twojego uśmiechu. Po prostu twojej osoby. To śmieszne, że widziałem cię zaledwie ułamek chwili, a tak bardzo zapadłaś w mojej pamięci. Wystarczył moment, a ja byłem oczarowany nieznajomą. Nie wiedziałem o tobie zupełnie nic. Nic poza tym, że pracowałaś jako hostessa na meczach i byłaś właścicielką najpiękniejszego uśmiechu jaki kiedykolwiek widziałem. I kiedy zupełnie straciłem nadzieję na to, że jeszcze kiedykolwiek cię spotkam stało się coś nieoczekiwanego. Jakby to powiedział mój przyjaciel Ignaczak, dostałem drugą szansę od losu za to, że pierwszą zepsułem jak największy frajer. Przechadzając się między sklepowymi regałami w celach uzupełnienia lodówki świecącej pustkami nieopatrznie wszedłem w kogoś. Wiesz w kogo? To byłaś ty. Z początku cię nie dostrzegłem, niemal natychmiast wyrzuciłem z siebie łamaną polszczyzną 'przepraszam', którego nauczyłem się jeszcze przed przylotem. Dopiero wtedy moje oczy spotkały twoje. Wtedy spadłaś na mnie jak grom z jasnego nieba. Uśmiechnęłaś się zupełnie tak, jak wtedy na hali. Niemal natychmiast na twoich policzkach pojawiły się szkarłatne rumieńce, a ty zrobiłaś się czerwona. Przez dłuższą chwilę staliśmy w ciszy przypatrując się sobie.
 -Chyba się znamy.-dukam ogarnięty jej urokiem
 -Wiem kim pan jest, ale nie sądzę byśmy się znali.-kręcisz uroczo głową 
 -Czy tutaj wszyscy to wiedzą?
 -Pora się przyzwyczajać, u nas to zupełnie normalne.-wzrusza ramionami
 -Pani wiem kim jestem ja, ale ja nie wiem nic o pani.
 -Osiedlowy spożywczak nie jest najlepszym miejscem na zawieranie nowych znajomości, zwłaszcza, że ściany mają uszy.-trącasz delikatnie głową jak gdyby chcąc wskazać na wścibską kasjerkę uważnie przysłuchującą się naszej rozmowie. Kiwasz głową i nie wiedzieć kiedy proponujesz jej kawę w ramach przeprosin. Co do wyboru lokalu zdałeś się na wybór nieznajomej, bo wciąż twoja znajomość miasta pozostawiała wiele do życzenia. Trzeba było przyznać, że byłaś speszona nie mniej ode mnie, co nie uszło mej uwadze. Wzrok miałaś utkwiony na swoich dłoniach, które splotłaś i nerwowo wybijałaś bliżej nieznany rytm o blat stolika. Doskonale wiedziałaś, że na ciebie patrzyłem. Świadczyć mogły o tym przybywające na twojej twarzy rumieńce. Wiedziałem, że onieśmielałem cię swoim wzrokiem, ale za nic nie potrafiłem go od ciebie oderwać. Spodobałaś mi się. I to w najgłębszym tego słowa znaczeniu. Przyciągałaś mój wzrok jak niewidzialny magnes. Po prostu nie potrafiłem się wyrwać z tego letargu.
 -Może powiesz mi coś o sobie?-pytam nagle
 -Zależy co pan chciałby wiedzieć.-delikatnie podnosi speszony wzrok
 -Nie jestem aż tak stary żebyś mówiła do mnie per pan.-odpowiadam ci- Jestem Aleh.
 -To wiem.-na twojej pięknej twarzy jawi się delikatny uśmiech- Aleh Akhrem, przyjmujący Resovii z Białorusi.
 -Dokładnie tak.-przytakuję ci zaskoczony twoją wiedzą na mój temat- A ty?
 -Jestem Inga.-odpowiadasz co raz to śmielej patrząc mi w oczy- Nie mam zbyt interesującego życia, kończę studia i dorabiam sobie na meczach, jak już zdołałeś zauważyć. Generalnie nie jestem zbyt ciekawą ani rozrywkową osobą.-wzruszyłaś beznamiętnie ramionami
 -Dlaczego tak sądzisz?
 -Po prostu.-odparłaś patrząc na mnie swoimi błękitnymi oczami. Ale ja wiedziałem, że to nie prawda. Ty również to wiedziałaś. Próbowałaś mnie zbyć? Nawet jeśli, z marnymi skutkami.
  Byłem. Od tamtej pory miałem być zawsze. Ty miałaś być zawsze. Byłam dla ciebie, a ty dla mnie. Byłem z tobą, a ty ze mną. Zawsze, to niesamowicie wiążące słowo. Słowo, którego tak trudno dotrzymać..


~*~
Ready. Steady. GO.
Witam Was kochane po przerwie. Przyznam, że ten rozdział został napisany jeszcze.. w marcu, ale chyba musiał nabrać mocy. Jest to coś innego w moim wykonaniu, coś pisanego nie z perspektywy bohaterki, a siatkarza. Coś w rodzaju wspomnień, choć będą pojawiać się również dialogi. Nie wiem czy to jest dobre, czy daje się czytać. Nie wiem też czy i jak poradzę sobie z taką formą opowiadania jaką sobie narzucam, ale do odważnych świat należy. Nie będzie tu długiego opowiadania, będzie krótko, zwięźle i na temat. Mam nadzieję, że zabierzecie się wraz ze mną w podróż, aż po sam jej koniec. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę i pozostawię po sobie dobre wrażenie.
Trzymajcie się ciepło,
wingspiker.
Rozdział specjalnie dla mojej niezawodnej i niestrudzonej recenzentki i przyjaciółki w jednym, Joan. Dziękuję.
PS. Jeśli ktoś chce być informowany na bieżąco, wiecie co robić :)

20 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Bardzo, ale to bardzo mi się tutaj podoba. Podoba mi się charakterystyka. Twoja charakterystyka.
      Teraz tylko mam nadzieję, że Aleh szybko zrozumie, ze to w Polsce jest jego dom. A dom to przecież nie tylko ściany czy miasto. Dom to również druga połówka :)

      Całuję ♥

      Usuń
    2. Cieszę się, że przypadło do gustu :)

      Usuń
  2. Cudowne. Naprawdę.
    Ciekawie się czyta z perspektywy siatkarza. Mam nadzieję, że w Polsce Aleh będzie miał więcej powodów do uśmiechu niż w Grecji :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku będę tutaj ,bo każda Twoja historia jest świetna. Nie mam żadnych wątpliwości co do wyjątkowości tego opowiadania. Zaczęłaś niesamowicie i chyba aż zabrakło mi słów.
    lukrecja.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisałam Ci to już na gg i napiszę jeszcze raz! Bardzo mi się spodobało. ;) Wciągnęłam się bardzo w opis i wręcz jęknęłam kiedy nadszedł koniec rozdziału. :) Cieszę się, że bohaterem jest siatkarz, którego ciężko znaleźć w opowiadaniach. ;D

    Szkoda, że tak trochę niefortunnie mu się to życie potoczyło. Żył w kłamstwie, w którym trzymała go ukochana kobieta. Nie łatwo po tym będzie mu ponownie zaufać. Co nie znaczy, że się nie uda. ;)
    Niech Białorusin czuje się coraz lepiej w Polsce i szuka nowych przyjaźni. Tutaj będzie mu na pewno lepiej. :D

    Ściskam Cię mocno, Happcia ;* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam kogoś innego, a, że pan Kapitan mi pasował, więc oto i jest :)

      Usuń
  5. Co prawda deklarowałam, że jestem chętna na historię o Zbyszku, ale chyba nie będę potrafiła przejść obojętnie obok opowiadania z naszym kochanym Panem Kapitanem, zwłaszcza, że w czeluściach internetu pojawia się niewiele blogów z jego udziałem. Zaczarowałaś mnie anielską predestynację, czarujesz również i tutaj, dlatego z niecierpliwością czekam na następny :)
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało mi się to zrobić, miło mi, że postanowiłaś 'mnie' czytać (:

      Usuń
  6. Cudo.
    Cudownie, tak!
    Przykro, że jego życie w Grecji potoczyło się tak, a nie inaczej. Jednak mam nadzieję, że w Polsce znajdzie albo i już znalazł swoje szczęście :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Widzę, że nie możesz się z nami rozstać co owocuje u nas wielką euforią. :D
    Wracając do historii, to nie muszę Ci mówić, że wykonanie jest świetne, ponieważ u Ciebie zawsze jest na najwyższym poziomie. Zdążyłam także przywyknąć do fenomenalnych pomysłów więc wiesz. Czekam na dalszy ciąg, zaintrygowałaś mnie głównym bohaterem, a ten cały rozdział sprawia że się po prostu rozpływam. Mam nadzieję tylko, że życie Alka w szaro-kolorowej Polce ułoży się o niebo lepiej niż to w Grecji. Mam nadzieję, że będziesz informować (jak zawsze) i miłego wakacyjnego relaksu działkowiczu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jakoś trudno mi odejść no :P
      Trzeba jakoś trzymać fason i powoli starać się podwyższać poprzeczkę w końcu nie?

      Usuń
  8. Rozdział jest niesamowity.
    Czekam na więcej.
    Bardzo podoba mi się styl w którym to piszesz.
    Liczę na to, że Aleh poradzi sobie w Polsce i użyje słów jestem, a nie byłem w stosunku do niebieskookiej Ingi.

    OdpowiedzUsuń
  9. Chyba to jest mój pierwszy blog, o tym graczu, który czytam :)
    Jak zwykle świetnie przekazujesz emocje, dużo emocji! I tak fantastycznie się czyta. Przynajmniej ja się czuję jakbym siedziała obok, a Alek mi to opowiadał... <3

    Lukrowane życie w Grecji i sprowadzenie do brutalnej rzeczywistości po odejściu kobiety. Mam nadzieję, że w Polsce będzie miał lepsze życie, brunetka da mu szczęście. Albo dała przez jakiś czas? Bo końcówka daje do myślenia czy aby Inga "była", a nie jest do teraz?
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mi się to udaje, bo przekaz emocji w tym opowiadaniu to podstawa :)

      Usuń
  10. Cudowny! Podoba mi się ten styl pisania. Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń