niedziela, 7 września 2014

Straciłem.


  Straciłem w całym swoim życiu wiele rzeczy i osób. Tych mniej lub bardziej ważnych. Mających mniejszy bądź też większy wpływ na to jakim człowiekiem jestem obecnie i w jakim miejscu się znajduję. Bo przecież w naszym życiu nic nie dzieje się przez przypadek. Wszystko ma jakiś sens, choć czasem może nam się wydawać wręcz przeciwnie. Bywa, że dopiero z upływem czasu dostrzegamy jak wielką wartość wniosło to do naszego życia. Często dopiero po stracie uświadamiamy sobie jak wiele nas to kosztowało. I właśnie wtedy boli najbardziej. Nie miesiąc, dwa czy tydzień po. To właśnie wtedy następuje to apogeum bólu, który wydziera się z naszego wnętrza. To ona rozrywa nas na miliony małych części do środka. I to właśnie wtedy uświadamiamy sobie, że straciliśmy ogromnie wiele.
  Straciłem w swojej karierze wiele punktów. Wiele tytułów i nagród, które były na wyciągnięcie ręki. Z początku wydawało mi się to być największymi porażkami mojego życia. Dopadało mnie o tyle przygnębienie, co okropna złość. Nie na drużynę czy poszczególnego kolegę z zespołu, na siebie samego. Dlaczego? Bo wiedziałem, że mogłem wygrać, a mimo to nie potrafiłem dać z siebie tyle ile bym wymagał. Po porażkach wydawało mi się, że moje życie nie ma sensu tak samo jak to co robię. Czasem zdarzały się i myśli, co by było gdybym nie został siatkarzem, może z większym powodzeniem uprawiałbym inną dyscyplinę sportu? Wtedy wydawało mi się, że to wielce prawdopodobne. Jednak zawsze, nie ważne ile by to trwało, te myśli przechodziły. Bo przecież doskonale wiedziałem, że siatkówka to jedyny i najlepszy wybór jakiego mogłem dokonać. Bo to było właśnie moje przeznaczenie i życiowy cel. Nie być przeciętnym zawodnikiem ligi podwórkowej w koszykówkę czy piłkę ręczną i nie być zadowolonym ze swojego życia. Bo gdyby nie siatkówka nie zwiedziłbym tylu pięknych miejsc na świecie. Nigdy nie poznałabym tylu fantastycznych ludzi, którzy pojawili się na mojej życiowej drodze czy to w Grecji czy w Polsce. Za nic na świecie nie spotkałbym nikogo tak wyjątkowego jak Ty. A już tym bardziej nie odnalazłbym tego brakującego elementu układanki jakim było życiem. A przecież tym elementem byłaś właśnie Ty. Nikt inny.
  Straciłem poczucie czasu. Ale czy to dziwne skoro całym sercem szczerze pokochałem Rzeszów jak i Polskę? Owszem, na początku czułem się trochę nieswojo i byłem nieco przytłoczony różnego typu stereotypami o Was, Polakach, czy też zupełnie odmienną kulturą, jednak z czasem zupełnie do tego przywykłem. Z każdym kolejnym dniem spędzony na polskiej ziemii co raz bardziej czułem się jak w domu.
I tak właśnie mijały kolejne dni, tygodnie i miesiące. Szczerze powiedziawszy nie mam nawet pojęcia kiedy ten czas minął. Jak to się u Was mówi, szczęśliwi czasu nie liczą, tak? Zdecydowanie było w tym wiele prawdy. Bo tutaj wreszcie poczułem się szczęśliwy, w najgłębszym tego słowa znaczeniu. Dopiero w Rzeszowie poznałem prawdziwe znaczenie pewnych życiowych wartości takich jak przyjaźń, ale też przede wszystkim miłość. Bo właśnie tu moje serce zabiło mocniej, a umysł oszalał. Wtedy na dobre zapomniałem o tym, co wydarzyło się w Grecji. Dostrzegłem wtedy, że tak naprawdę nigdy jej nie kochałem, bo to, co poczułem do Ciebie było o wiele silniejsze aniżeli to uczucie, jakim darzyłem Olgę. To było coś, czego jeszcze nigdy w swoim życiu nie zaznałem i chyba długo mogę już nie zaznać. Choć przyszło zupełnie niespodziewanie i nieoczekiwanie i z początku zburzyło mój świat i wywróciło go o trzysta osiemdziesiąt stopni, to gdybym mógł cofnąć, to przeżyłbym tą chwilę jeszcze raz, dokładnie tak samo. Ktoś mógłby spytać dlaczego? Otóż, mogę powiedzieć to z pełną odpowiedzialnością, byłaś jedną, a nawet najlepszą rzeczą jaka przydarzyła się w moim życiu. Wcale nie był to medale, trofea i różnego rodzaju wyróżnienia jakie otrzymałem, czy sam wybór siatkówki, który de facto również był jednym z ważniejszych w moim życiu. Czasem jednak przychodzi w życiu taki moment kiedy zawodowe sukcesy przestają być tak ogromnie ważne, a na pierwszy plan wysuwa się coś zupełnie innego. To jest ten moment w którym tracisz absolutną kontrolę nad swoim umysłem i sercem. Gdy Twój umysł nieustannie zaprzątają myśli o kobiecie. Gdy nie ma w zasadzie ani sekundy w ciągu całego dnia byś o niej nie pomyślał. To jest właśnie ten moment w którym uświadamiasz sobie, że zwariowałeś na punkcie kobiety, a do tego prawdopodobnie jest ona tą jedyną, z którą zechcesz spędzić resztę swoich dni. I tak właśnie było ze mną.
  Straciłem głowę do wielu spraw, które kiedyś były dla mnie priorytetowymi, a dziś są mi zupełnie obojętne. Kiedyś przejmowałem się opinią innych i dość często czytałem różnorakie opinie na swój temat. Teraz już tego nie robię. Nie można przejmować się opinią ludzi, którzy nawet Cię nie znają. Teraz to wiem, kiedyś bardzo przeżywałem wszelkie negatywne opinie na swój temat. Dziś wiem, że to było niemądre. Bo ludzie, którzy znają nas tylko z widzenia czy innych źródeł mogą posiadać prawdziwą opinię na Twój temat? Nie ma na to najmniejszych szans. Zrozumiałem to dzięki Tobie. Przestałem czytać to, co inni sądzą o mnie. Nie obchodziły mnie czyjeś zdanie na mój własny temat, osoby mówiące co powinienem, a czego nie. Zdaniem z którym się liczyłem, to było zdanie mojej rodziny, najbliższych przyjaciół, ale przede wszystkim z Twoim. Bo to właśnie byli ludzie na których zależało mi najbardziej i dla których gotów byłem zrobić absolutnie wszystko. Nawet i przychylić nieba, jeśli to byłoby konieczne. Bo to właśnie zrobiłby każdy człowiek dla kogoś ważnego w swoim życiu, czyż nie? To zdecydowanie pytanie retoryczne. Kiedyś też pomagałem wszystkim dookoła na wszelkie możliwe sposoby, często zapominając o sobie samym i gdy ja jej potrzebowałem, zostawałem sam. Nie chodzi o to, że stałem się większym egoistą. Bo w dalszym ciągu jestem gotów do pomocy swoim najbliższym, jednak nie jestem już tak wielką siostrą miłosierdzia jak to bywało dawniej. Trzeba znać umiar w życiu, tak samo i w tym. Kiedy byłem tych kilka lat młodszy zbyt mocno przywiązywałem się do ludzi. Zbyt szybko dawałem im cząstkę siebie, a oni odchodząc z mojego życia dość nagle pozostawiali mnie z wewnętrzną pustką i żalem. Może byłem zbyt otwarty? Możliwe, choć po prostu taka była i w dalszym ciągu jest moja natura. Teraz wiem, że z większą ostrożnością należy handlować jakby to ująć, swoim ja. Nie obdarowywać byle kogo pokładami zaufania i przywiązania. Bo to zarezerwowane jest tylko i wyłącznie dla osób wyjątkowych. A przecież Ty byłaś dla mnie absolutna wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju...
 -Widzę miłość kwitnie.-zauważa libero rzeszowskiej drużyny i jednocześnie Twój bliski przyjaciel
 -Skąd nagle taki wniosek Krzysiu?
 -Bo się szczerzysz jak głupi od dłuższej chwili trzymając w ręce telefon.-zauważa, a ty orientujesz się, że trzymasz ten właśnie przyrząd w dłoniach- Mam szukać jakiegoś wdzianka na weselicho?-szczerzy się
 -Co?-marszczysz brwi
 -Tak cię wzięło mój drogi kolego, że dzwony kościele już słychać jak stąd do Afryki.
 -Nie przesadzaj.-odpowiadasz mu zupełnie niewzruszony jego proroctwami
 -Ja bym przesadzał? Nie ma takiej opcji! Tak samo mówiłem Gawronowi i co? Ochajtał się w tym roku.-mówi trumfalnie
 -Jesteś wróżką czy siatkarzem, bo już nie wiem?
 -Za dziesięć lat, jak już będziesz mieć gromadkę dzieci i wspaniałą żonę i będziesz mieszkał gdzieś w słonecznej Italii przykładowo to wspomnisz słowa swojego fantastycznego przyjaciela.
 -Lepiej skończ prorokować i idź do domu bo ostatnio rzadko tam bywasz.
 -Za to ty wręcz przeciwnie przyjacielu i zaczynam się bać, że zostaniesz pantoflarzem, mam złożyć jaki protest do Ingi? Nie wiem, przykuć się do twoich drzwi i strajkować?
 -Jakoś sobie poradzę, ale dzięki za troskę Krzysiu.-śmiejesz się z wymysłów jakże bujnej wyobraźni swojego przyjaciela by po chwili opuścić szatnię.
  Straciłem w życiu zbyt wiele czasu na mało istotne sprawy i osoby. Nie ma chyba na tym świecie osoby, która nie żałowałaby swych czynów, wypowiedzianych słów. Nie ma też człowieka, który choć raz w życiu nie żałowałby straconego czasu. Niejednokrotnie chce się czasem cofnąć czas i przeżyć tą samą chwilę powtórnie, z tym wyjątkiem, że tym razem, w swoim mniemaniu, o wiele lepiej. Jednak czasu nie można cofnąć. Nie można też rozpamiętywać w nieskończoność tego, co się wydarzyło. Czas biegnie dalej, a my zamiast iść naprzód tkwimy w martwym punkcie w przeszłości. Przez pewien czas i ja tkwiłem w takim właśnie punkcie. To było pod koniec mojego pobytu w Grecji. Obwiniałem się za rozpad związku z Olgą. Biłem się z myśli i domysłami nie potrafiąc zrozumieć jak mogłem niczego nie zauważyć i pozwolić na to wszystko co się stało. Życie szło do przodu, a ja wciąż stałem w miejscu. Potrzebowałem jakiegoś impulsu by ruszyć w końcu do przodu, by czas przestał uciekać przez palce. Dopiero poznanie Ciebie sprawiło, że odżyłem i przestałem rozpamiętywać to wszystko. Zostawiłem to po prostu za sobą. Zamknąłem ten rozdział w swoim życiu wraz z tym wszystkim, co przytrafiło mi się w Grecji, wszystkie dobre i złe rzeczy poszły w niepamięć. Bo właśnie w Rzeszowie zacząłem pisać na nowo karty swojej historii, nowy rozdział swojego życia, lepszego życia jak się potem okazało. Przestałem marnować życie na przeszłość i skupiłem się przede wszystkim na przyszłości,a tą widziałem w kolorowych barwach. Wręcz w niebiańskich. Bo Ty byłaś moją przyszłością, przynajmniej tak wtedy miało być...
 -Wiesz co ostatnio powiedział mi Krzysiek?-pytasz jej kiedy obserwujesz jej zwinne ruchy w kuchni
 -Znając jego naturę filozofa i kabareciarza to na pewno coś rozbrajającego.
 -Zaszantażował mnie, że jeśli się z tobą nie ożenię to nie tylko mnie udusi to sam to zrobi.-śmiejesz się kręcąc głową
 -Groźby nie są karalne?-pyta wyraźnie rozbawiona tym co właśnie jej powiedziałeś
 -Masz dobry humor.-zauważasz
 -Dzięki tobie ostatnimi dniami ciągle go miewam.-uśmiecha się spoglądając wprost na ciebie swoimi przeraźliwie błękitnymi niczym niebo tęczówkami w których potrafisz dostrzec nie tylko ciepło i szczęście, ale też i uczucie.Momentalnie stajesz niemal przed nią o otulasz ją swoimi ramionami.
 -Wiesz co? Chyba nie dam Igle tej satysfakcji.-unosisz kąciki ust ku górze
 -Oświadczasz mi się?-patrzy na ciebie z uśmiechem
 -Jeszcze nie, z resztą czy oświadczyny w kuchni to dość romantyczne? Nie do końca wiem jak to u was w Polsce jest, ale u nas uszło by to raczej za byle jakie.
 -Jak dla mnie, mógłbyś to zrobić gdziekolwiek, a moja odpowiedź byłaby dokładnie taka sama.-wzrusza ramionami- Myślę, że w tym nasze kraje są dość podobne.-chichocze cicho
 -Więc gdzie jest gdziekolwiek?
 -Jesteś strasznie szczegółowy.
 -Musiałem się od kogoś tego nauczyć.-uśmiechasz się- Więc powiesz mi?
 -Wydaje mi się, że to raczej powinna być twoja inwencja twórcza. Coś spontanicznego.
 -Spontanicznego?-marszczysz brwi
 -Coś czego nie planujesz miesiącami, pomysł, który przyjdzie ci nieoczekiwanie do głowy, a za chwilę go realizujesz. Rozumiesz co chcę powiedzieć?
 -Chyba tak.-kiwasz głową
 -Myślę, że w razie czego pewien nadpobudliwy i mocno gadatliwy libero ci pomoże.-unosi kąciku ust ku górze, a ty odwdzięczasz się jej dokładnie tym samym. Trzymając ją w swoich ramionach byłeś najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Kiedy była po prostu obok czułeś się jakbyś wygrał los na loterii. Niejednokrotnie przecież chciałeś się uszczypnąć, bo miałeś wrażenie, że wciąż śnisz. Bo przecież ona była Twoim osobistym ideałem. Uosobieniem absolutnie wszystkiego, co ceniłeś u płci przeciwnej. Była nietuzinkowa i właśnie dlatego już po pierwszym spotkaniu nie potrafiłeś o niej zapomnieć. Nie tylko wyglądała jak anioł, ale też nim była. Bo gdy codziennie rano otwierałeś oczy i widziałeś ją obok wydawało ci się, że umarłeś i jesteś w niebie. Jednak to działo się naprawdę. Czułeś się jakbyś żył w bajce i chciałeś by ta, nigdy się nie kończyła. Ale przecież wiedziałeś, że każda, nawet najpiękniejsza ze wszystkich bajek ma swój koniec. Nic przecież nie trwa wiecznie. A niektóre bajki, nie kończą się happy endem...
  Straciłem... to tak bolesne słowo. Bo przecież strata czegokolwiek wiąże się z bólem. Gdy jest się małym i zgubi ukochaną zabawkę to płacze się w ramie mamy, która daje nam ukojenie. Kiedy jest się większym i traci się najlepszego przyjaciela, który był dla Ciebie jak brat czy siostra odczuwamy ogromną wewnętrzną pustkę i jeszcze większy smutek z tego właśnie powodu. A gdy już się jest dorosłym i ponoć rozumie się już więcej aniżeli kiedyś to wtedy po stracie wracasz do lat dziecięcych. Niby jesteś już dorosły i nie powinno aż tak boleć, ale boli i to cholernie. Krzyczysz, płaczesz, ale przecież jesteś już dorosły i nie znajdziesz ramienia matki, która powie Ci, że będzie dobrze. Musisz radzić sobie sam z tym co na Ciebie spadło. A na początku nie potrafisz tego zrobić. Umierasz, krzyczysz wewnętrznie, choć na zewnątrz stwarzasz pozory, że jakoś się trzymasz. Cierpisz największe z możliwych katuszy i nijak nie umiesz odnaleźć ukojenia. Nic, co dotychczas sprawiało Ci przyjemność nie jest w stanie w nawet najmniejszym stopniu ukoić bólu jaki przeszywa Twoje całe ciało po stracie. W życiu możesz tracić wiele rzeczy. Pracę, samochód, mieszkanie. Ale to tylko nic nie warte, materialne rzeczy, które możesz zastąpić nowymi. To nie jest tak ogromna strata jak ta, którą przeżywamy po odejściu kogoś tak okropnie ważnego. Bo wraz z jego odejściem umiera w Tobie jakaś część samego siebie. Czujesz jak jakaś część Ciebie również bezpowrotnie odchodzi. I nie ma wtedy takiej mocy na świecie, która zdołałaby odnaleźć pasującą część. Nie ma wtedy w całym wszechświecie rzeczy ani osoby, która potrafiła by Ci dać choć sekundę szczęścia na miarę tego, które odeszło. Wtedy Twoje życie nagle robi się szare, traci wyraz. Nie odnajdujesz już w nim żadnego sensu. Skąd wiem to wszystko? Widzisz, tak dokładnie było ze mną. Umarłem psychicznie, tylko fizycznie jakkolwiek funkcjonowałem. Nie umiałem sobie poradzić z Twoim odejściem. Ale czy można sobie poradzić z odejściem swojego całego świata? Nie można, na pewno nie w pełnym wymiarze. Bo choć minęło już tyle czasu, to ja wciąż pamiętam ten dzień. Wciąż przed oczami mam ten dzień. Dzień, który miał się skończyć inaczej. Pamiętam ten piękny, jesienny poranek. Jak zwykle rano każde z nas poszło w swoją stronę. Ty do pracy, ja na trening. I jak zwykle mieliśmy się spotkać dopiero w okolicach wieczornych. Od rana byłem zestresowany, a Ty byłaś zamyślona i jakby nieobecna. Choć twierdziłaś, że wszystko w porządku, to wiedziałem, że coś cię trapi. Jednak nie chciałem by cokolwiek zepsuło ten dzień. Jaki dzień? Miał być jednym z piękniejszych w naszym życiu. To był ten dzień w którym pragnąłem zadać Ci jedno, jakby mogło się wydawać błahe pytanie. To była ta romantyczna i spontaniczna chwila na jaką zdobywałem się dość długi czas. Wszystko idealnie sobie ułożyłem. To miał być cudowny dzień. Specjalnie wymigałem się tego dnia z popołudniowej siłowni by być w domu wcześniej od Ciebie i wszystko przygotować. Wszystko do tego momentu poszło łatwo, chyba zbyt łatwo. Godziny mijały. Szesnasta. Siedemnasta. Osiemnasta. Dziewiętnasta. A Ciebie wciąż nie było. Dzwoniłem, pisałem. Nic. Głucha cisza z Twojej strony. Starałem się być spokojny, ale dokładnie o godzinie dwudziestej pierwszej osiemnaście przestałem. Wszelkie wydarzenia po tej godzinie pamiętam jak przez mgłę. Oddałbym dosłownie wszystko by to, co miało miejsce potem nigdy się nie wydarzyło. Ale za cholerę nie mogłem tego zrobić. Musiałem po prostu to przeżyć. Bezradnie przyglądać się z boku na to, co Bóg zaplanował względem Ciebie. Patrzeć jak gaśniesz i mnie opuszczasz przez nieumyślność pijanego kierowcy, który z impetem przerwał Twoją drogę powrotną. Musiałem być naocznym świadkiem jak z Twojej anielskiej porcelanowej twarzy uchodzi życie. Mogłem tylko patrzeć. Nie mogłem Cię zatrzymać.. W żaden sposób, a tak bardzo tego chciałem. Musiałem oswajać się z myślą, że już nigdy nie zobaczę błękitu Twoich oczu. Twojego cudownego uśmiechu. Nie usłyszę Twojego delikatnego głosu. Nie zobaczę Cię rano, gdy otworzę rano oczy tuż obok. Nie poczuję słodkiego zapachu Twoich perfum. Nie posmakuje Twoich malinowych i delikatnych ust. Nie wezmę Cię już nigdy w ramiona. Nie wychowamy razem tego maleństwa jakie miałaś pod sercem, co z pewnością było powodem Twojego zamyślenia tego właśnie dnia. Oswoić się z tym, że już nigdy nie będziesz obok mnie i nigdy nie zadam Ci tego pytania, które chciałem zadać właśnie tego dnia.. Musiałem pogodzić się z tym, że moja bajka właśnie została brutalnie przerwana. Oraz z tym, że Ty byłaś aniołem, a ona przecież nie żyją na ziemii...
  Straciłem Cię. Wciąż w to nie wierzę. Nie potrafię pogodzić się z tym, że nie jesteś obok. Nie radzę sobie z brakiem Twojej obecności. Codziennie pytam Boga dlaczego mi to zrobił. Dlaczego odebrał mi to, co w życiu miałem najważniejszego. Cały mój świat. Boże, dlaczego... Odeszłaś. A wraz z Tobą wszystko co miałem w swoim życiu najcenniejszego. Kiedy wydawało mi się, że wreszcie stanąłem na nogi i odnalazłem osobę z którą spędzę resztę życia znów otrzymałem cios, tym razem o wiele poniżej pasa, który natychmiast sprowadził mnie na parter. I za nic nie wiem, jak mam się z niego podnieść...



~*~
 Jak też pisałam na początku, to będzie coś innego niż dotychczasowe moje opowiadanie i właśnie jest. Wasze zagadki zostały w zasadzie rozwiązane. Prawie tak samo jak ta historia. Nie lubię zdradzać kiedy nadejdzie koniec w swoich opowiadaniach, ale tu to chyba staje się być oczywiste. Jeszcze nie dziś, ale prawdopodobnie w przyszły weekend. Tak więc, widzimy się tu po tym rozdziale po raz ostatni. 
Nie będę jeszcze nic pisać, podsumowywać. Na to przyjdzie czas niebawem. 
Trzymajcie się i pamiętajcie o kciukach dla naszych panów, dziś Argentyna, ale za chwilę zabawa zaczyna się na nowo w drugiej fazie. 
Ściskam,
wingspiker.


| ask | duet | Zbyszek |

6 komentarzy:

  1. Domyślałam się, co moze spotkać Igę. Mimo wszystko starałam się wyrzucić ten obraz z mojej głowy. Wymarzyłam sobie dla nich cudowną przyszłość, z gromadką dzieci i może, jak powiedział Krzysiek, w słonecznej Italii. Alek zasługiwał na cudowną miłość, a taką z pewnością dała mu Iga. Życie jest niesprawiedliwe. Szkoda mi Alka. W jednej chwili stracił całe swoje szczęście. Mam tylko nadzieję, że ułoży sobie życie, wiedząc, że Iga wciąż jest blisko niego.
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  2. W poprzednich rozdziałach Alek zdawał się być pogodzony z odejściem Ingi, koncentrował się głównie na tych dobrych wspomnieniach związanych z pobytem w Rzeszowie i miłością, która odmieniła jego życie. W tym rozdziale jednak następuje jakby kumulacja tych wszystkich negatywnych emocji. Alek nie ukrywa, jak bardzo brakuje mu Ingi, a życie bez niej już nigdy nie będzie wyglądać tak samo. Być może kiedyś odnajdzie jeszcze szczęście, ale nikt i nic nie będzie w stanie zastąpić mu ukochanej.
    Mecz z Argentyną wygrany w trzech setach, ale tak naprawdę to druga faza grupowa będzie najpoważniejszym sprawdzianem naszej dyspozycji, zwłaszcza że dalej mogą awansować tylko trzy zespoły, a pretendentów jest co najmniej pięciu...
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku jestem odrobinę w szoku po przeczytaniu tego rozdziału. Jest mi ciężko go zinterpretować, bo jest zbyt smutny, albo może inaczej jest taki, który sprawia mi totalny mętlik w głowie.
    Teraz dopiero widzimy chyba prawdziwe wcielenie Alka. Widzimy na prawdę, jak mocno cierpi, jak to wszystko go boli i jaki wpływ wywarła na nim strata Ingi.
    Jestem strasznie ciekawa epilogu.
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurcze urosła mi ogromna gula w gardle.
    Lamentować tu nie będę, bo mogę to zrobić gdzie indziej.
    Naprawdę mnie tym cholernie zaskoczyłaś, może troszkę się spodziewałam, ale mimo wszystko zaskoczyłaś.
    Miało być dobrze, mieli mieć wspaniałe życie, jednak ono chciało inaczej.
    Alek jest bardzo wrażliwy i z pewnością przeżyje to bardzo, bardzo, bardzo mocno. Już nigdy nie będzie tym samym mężczyzną.
    Utracił swój cały świat, swoją Igę i jak się dowiadujemy dziecko.
    Kurcze, do tej pory nie mogę w to uwierzyć.
    Zaskakujesz.
    Z niecierpliwością czekam na niestety już ostatni.
    Całuję, Vein ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak bardzo życiowe, tak bardzo bolesne.. Ujmujesz mnie tym jak piszesz. Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczuwałam, że coś złego spotka Ingę. Od samego początku to czułam. Alek się podniósł po stracie swojej byłej, a tu kolejna ważna osoba odchodzi. Szkoda mi go. :( Biedny Alek, jest taki wrażliwy. A miało być wszystko dobrze, tak jak Igła mówił :( Czekam na ostatni...

    OdpowiedzUsuń